Jestem blogerem, jestem frajerem

Zaczęło się od Allegro. W zamian za obserwowanie ich konta na Twitterze, dostałem świąteczną czapkę z logotypem mojego ulubionego portalu społecznościowego. Sympatyczna sprawa. Gdy tylko doszła, zrobiłem to, co normalny użytkownik Facebooka robi w takiej sytuacji. Strzeliłem sobie samojebkę i wrzuciłem do sieci. O taką:

Wtedy się zaczęło. Komentarze i wiadomości prywatne z jednym przekazem: “jesteś frajerem”.

Dlaczego? Ponieważ robię reklamę marce za darmo. A nie, w zamian za parę złotych (na tyle komentatorzy wyceniają koszta produkcji czapki) + dycha dla kuriera. Tymczasem powinienem zażądać za to paru stówek. “Sorry Allegro, jak nie posmarujecie, to tysiące fanów, subskrybentów i czytelników waszego logo na mojej głowie nie zobaczą”.

Jeszcze ciekawsze okazały się chłodne kalkulacje innych blogerów, którzy pisali do mnie prywatnie. Ich zdaniem, skoro już chciałem wrzucić tę czapkę, powinienem zrobić jej zdjęcie na maskotce, na zwierzaku, na ścianie, ale nie na sobie. Bo przecież podobno jestem marką i w ten sposób oddaję im swój wizerunek za frajer.

Wszystko się zgadza, bo jeśli tak przedstawia się sytuacja, to wolę być frajerem. Nie przeliczam każdego prezentu od firmy na korzyści, które mogę z niego mieć. Bo jeżeli mam ochotę zrobić sobie zdjęcie w czapce z logo jakiejś marki, to je sobie, kurwa, robię. Bez wystawiania faktury. Bez myślenia, że straciłem okazję na łatwy zarobek.

Fajnie jest zarabiać na blogu, ale nie dajmy się zwariować. Jeśli jesteś blogerem – nie przeliczaj wszystkiego na kasę. Jeśli czytasz blogi, to nie posądzaj każdego autora o bycia sprzedajną mendą.

Temat pieniędzy tak bardzo zdominował każdą dyskusję o blogosferze, że nawet na miasto najlepiej wychodzić nago. Inaczej zewsząd będą Cię dobiegać komentarze typu: “Zobacz go, znowu lezie, ciuchy z Massimo Dutti, ciekawe, ile mu zapłacili”. Chociaż nie, nagiemu blogerowi też dowalą, że to pewnie jakiś opłacony performens.

A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Do przeczytania,

Artur Jabłoński