Czego nie lubię w polskiej blogosferze

Polski bloger żyje w strachu. Boi się innych blogerów. Przynajmniej powinien, bo ci tylko czekają na to, by wytknąć mu błąd.

Dziś powiem, co mnie denerwuje w polskiej blogosferze, jak długa i szeroka. Zacznijmy jednak od blogów zagranicznych.

Często przeglądam anglojęzyczne blogi o marketingu: szukam inspiracji, wiedzy, obserwuję popularnych autorów. Przez większość czasu jestem w szoku z dwóch powodów.

Po pierwsze: jak oni mogą mieć takie paskudne, przedpotopowe szablony. Po drugie, ważniejsze: jakim cudem uchodzą u nich tak proste treści?!

Zachodni bloger marketingowy pisze jak utworzyć fanpage na Facebooku, jak stworzyć ulotkę, jak wybrać agencję reklamową, itd. Wszystko w bardzo przystępny sposób i okraszone grafikami. Spotyka się to z pozytywnym przyjęciem. Komentarze pełne są podziękowań od osób, które właśnie tego typu treści szukały.

Śmiem twierdzić, że w Polsce taki poziom notek na blogach eksperckich by nie przeszedł.

Celowo ograniczam się do blogów branżowo-eksperckich, by nikt nie zrozumiał, iż mam na myśli lekkie, łatwe i przyjemne wpisy lajfstajlowe. Chodzi mi tylko o autorów, którzy dzielą się wiedzą.

Obserwując polskie blogi marketingowe stwierdzam, że ilekroć ktoś z nas (bo jestem częścią tej grupy) napisze coś skierowanego do mniej zaawansowanego czytelnika, powinien włączyć stoper i czekać na atak. Oto zaraz zbiegną się znawcy i eksperci, gotowi jednym komentarzem podważyć sens “pisania o oczywistościach”.

Jedynym celem takich komentarzy jest zdyskredytowanie autora notki oraz podkreślenie własnego rzekomego znawstwa. Tymczasem w ten sposób wylewamy dziecko z kąpielą!

Jaki jest sens istnienia blogów eksperckich, jeśli nie dzielenie się wiedzą? Nie wszystkie są (powinny być) skierowane do zaawansowanych reprezentantów danej branży.

Wierzę, że blog branżowy może być dobrym miejscem do zorientowania się w podstawach danej dziedziny. Do zdobycia odpowiedzi na konkretne pytania, które poupychane są w podręcznikach między fachowe teorie.

Ilekroć jednak zaczynam pisać taką notkę, oczyma wyobraźni widzę lawinę negatywnych komentarzy po publikacji uświadamiających mi, jakimi to banałami się zajmuję. Potem sam szukam podstawowych informacji z jakiejś branży i nie jestem w stanie ich znaleźć. Jeżeli ktokolwiek o nich pisze, nie porusza danego tematu w wystarczająco prosty sposób. W rezultacie zmuszony jestem szukać wiedzy gdzie indziej.

A nie można po prostu zrozumieć, że nie wszyscy są tacy genialni jak my, każdy kiedyś zaczynał i może z najprostszej notki skorzystać?

Żyj i dać żyć innym,

Artur Jabłoński