Facebook – naklejki, wszędzie naklejki

Dziś rano powitała mnie kolejna nowość od Zuckerberga i ekipy. Naklejki na czacie. Całe zestawy. Z sympatycznym Pusheenem czy postaciami minionów. Oczywiście zaraz zaczął się szał zabawy ze znajomymi. A po krótkiej bekowej ekscytacji pytanie: po co to komu?

Gdzie jeszcze Facebook może wstawić obrazki? Chyba już wyczerpał opcje. Są w komentarzach. Są na czacie.  W każdym miejscu portalu. Emocje w statusach to też przecież ikonki. Infantylizacja się pogłębia. Czyżby próba odmłodzenia grupy docelowej? Trafienie w gusta innego pokolenia? Słodycz przelewa się z każdego obrazka, więc chyba tak.

Możemy pluć na tę strategię i się oburzać, ale przecież także i Google+ nie jest niewinne. Tam możemy wklejać animowane gify. Co jak co, ale to przede wszystkim idealna opcja dla wielbicieli kotów, bo jakoś nie widzę na tamtejszym wallu urywków z poważnych biznesowych prezentacji…

Podobnie Hangouty. Emotikonki też są obrzydliwe do bólu. Samego buziaka możemy przesłać bodajże na trzy sposoby: cmokającego, cmokającego serduszko i jeszcze jakoś, o ile dobrze pamiętam.

Wróćmy do naklejek facebookowych. Czy to kolejna próba monetyzacji? Czy będziemy płacić za zestawy ikonek do wklejania na czacie? Zwłaszcza, jeśli będą dotyczyły aktualnych premier filmowych czy innych wydarzeń? Cóż, płaciliśmy (ok, płaciliście, bo ja się tak nie shańbiłem!) eurogąbkami za odznaki typu Super Tata, można więc spokojnie założyć, że i na to znajdą się nabywcy.

A może to punkt wyjścia do przygotowania kiedyś wspominanej wersji dla najmłodszych? Wiadomo jak działa Facebook i jak u nich z wprowadzaniem i modyfikowaniem czegokolwiek. Może więc pocierpimy trochę, a potem, kiedy stosowna wersja będzie gotowa, będzie można pozbyć się dziecinnych emotek i całej reszty (pewnie spora część dorosłych i tak przy nich zostanie ;) )?

Powoli mam już dość tych facebookowych nowości, bo co jedna to gorsza. Tylko czy warto narzekać? Wierzę w swoich znajomych i poza kręceniem beki raczej nie będą mnie częstować wszechobecnymi obrazkami. Zaś to, co robią niewidoczni dla mnie użytkownicy średnio mnie obchodzi – niech się bawią. Z dwojga złego lepsze obrazki w komentarzach niż kolejna forma reklamowa.

Każdy ma takiego Facebooka, jakiego sobie przygotował. Więc może jednak nie ma się czego czepiać?

Do przeczytania,

Artur Jabłoński