JAK PISAĆ wiadomości na LINKEDIN, żeby dostać odpowiedź? 9 kroków do IDEALNEJ WIADOMOŚCI 

Chcesz pozyskiwać klientów w mediach społecznościowych? Naucz się pisać skuteczne wiadomości na LinkedIn! Jak wykorzystać tę platformę w swoim social sellingu? Poznaj 9 kroków do idealnej wiadomości i zacznij generować wartościowe zapytania biznesowe dla Twojej firmy! Niech Twoja skrzynka pęka w szwach.

W tym artykule skupię się wyłącznie na treści wiadomości, które wysyłasz. Natomiast zanim tak naprawdę będziesz gotów na wysłanie pierwszej wiadomości, która może przynieść jakikolwiek zwrot z inwestycji, to przed Tobą masa pracy. 

Co mam na myśli? 

Przede wszystkim musisz wiedzieć, do kogo mówisz, szczególnie w B2B. Potrzebujesz więc dobrej buyer persony – takiego segmentu rynku, do którego adresujesz, jakie masz wartości albo przewagi konkurencyjne. 

  • Pamiętaj, że dobrze napisana wiadomość na LinkedIn ma szansę przynieść jakikolwiek efekt tylko wtedy, gdy właściwy odbiorca otrzyma właściwą ofertę, zakomunikowaną w odpowiedni sposób. 

Dlatego przygotowałem dla Ciebie kilka rad opatrzonych przykładami wiadomości, w których pewne aspekty są dobre, a nad innymi warto popracować. Przeanalizujmy je wspólnie i wyciągnijmy wnioski. 

Jak napisać wiadomości na LinkedIn – Wiadomość 1. Pokłosie pozycjonowania

Witam i dziękuję za przyjęcie zaproszenia do sieci kontaktów. Przede wszystkim gratuluję rozwoju Państwa biznesu w tak niestabilnych czasach. Wiem, jak – szczególnie teraz – przedsiębiorcy są narażeni na między innymi wzrost energii. Obecnie pracuję w firmie XYZ, zajmującej się dostarczaniem zielonej energii elektrycznej polskim biznesom […]

I tak dalej i tak dalej.

Pytanie brzmi: czy to jest dobra, czy zła wiadomość?

Z mojej perspektywy, abstrahując od tego, co jest w tej wiadomości oferowane, ma ona dwie wady:

Wada nr 1 – Zaczyna od banałów

Kiedy prowadzę warsztaty na temat pisania czegokolwiek, od wiadomości po teksty na stronie, to bardzo często mówię, że jest taki typ otwarcia, który na własny użytek nazywam: 

  • Słońce jest żółte a trawa zielona – czyli takie stating the obvious, adresowanie rzeczy, które są po prostu banalne. 

Wyobraź sobie na przykład, że szukasz w Google tekstu na temat Jak rekrutować handlowców? I potem znajdujesz artykuł na ten temat, wchodzisz na stronę i tekst zaczyna się wiadomością w stylu: 

Rekrutacja handlowców to ważne zadanie dla każdej firmy, która chciałaby rosnąć.

I już w tym momencie zaczynasz ziewać, bo wiesz, że prawdopodobnie ktoś chciał upchać słowa kluczowe na początku tekstu i stąd się to bierze.

Wada nr 2 – Nie przechodzi od razu do rzeczy

Czytając taką wiadomość myślisz sobie: 

Człowieku, przejdź do rzeczy, ja nie mam czasu, jestem pokoleniem TikToka albo człowiekiem, który robi 15 innych rzeczy na raz i chciałbym od razu zrozumieć, w czym rzecz. 

I o ile w artykułach, tekstach na stronie (z uwagi na to, że jest to pewna konwencja) jesteśmy w stanie to przeboleć, o tyle w komunikacji 1 na 1 rozpoczynanie dokładnie tego typu wstępami jest po prostu bezsensowne.

Stąd: 

Gratuluję rozwoju w tak niestabilnych czasach. Wiem, jak szczególnie teraz przedsiębiorcy są narażeni między innymi na wzrost cen energii… 

Brzmi jak wstęp empatyczny, ale on opóźnia wprowadzenie rozmowy na temat, który powinien być kluczowym tematem tej dyskusji, czyli: 

  • Po co do mnie piszesz?
  • Co tam dla mnie masz?
  • Dlaczego powinienem się tym w ogóle przejąć?

 Przejdźmy zatem do moich wskazówek. 

Rada 1. Do rzeczy

Od razu przechodź do meritum, odpuść sobie przydługie, przesadnie grzecznościowe wstępy.

Rada 2. Krótka wiadomość

Twoje wiadomości powinny być maksymalnie krótkie.

Szukając różnego rodzaju informacji na temat tego, jakiej długości powinny być, znalazłem informację, że warto celować w około 150 wyrazów, co według mnie i tak jest nieco zbyt rozwlekłe. 

Jeżeli uważasz, że piszesz krótką wiadomość, to spójrz na nią jeszcze raz i pomyśl, że miałbyś ją o połowę skrócić, bo prawdopodobnie tylko Ci się wydaje, że jest ona krótka.

Wielu z nas ma pewne tendencje do pisania: 

  • grzecznych, 
  • sformalizowanych, 
  • rozbudowanych, 
  • pararozprawkowych wiadomości, 

a co za tym idzie – wiadomości, które wyświetlamy na Messengerze czy LinkedInie, wydają się albo niesamowicie długie, albo zbyt nudne. Wiadomość musi być tak krótka, jak to jest możliwe. Skróciłeś ją? Skróć jeszcze raz.

Rada 3. Nie bądź botem

Udowodnij, że nie jesteś botem i komunikuj to wprost.

Co jest jedną z największych patologii LinkedIna?

  • Fakt, że ludzie tworzą fake’owe profile, zdjęcia generowane przez sztuczną inteligencję, pracowników, którzy nie istnieją i rozsyłają później rzekomo przydatne materiały czy oferty do prawdziwych użytkowników.

Nie będę wskazywał palcem, które firmy się tym zajmują, prawdopodobnie masz co najmniej jedną taką wiadomość w swojej skrzynce odbiorczej, więc wiesz, o czym mówię. Natomiast na dłuższą metę takie działanie nie jest skuteczne z dwóch powodów:

Powód nr 1 – odbiorca Twojej wiadomości sprawdzi Twój profil

Osoba, która faktycznie może się zainteresować Twoją wiadomością, sprawdzi Twój profil, chociażby po to, aby przygotować się na rozmowę z kimś, z kim kontakt rozważa. I byłoby to wysoce nieprofesjonalne, gdyby okazało się, że Twoja firma nie istnieje, prawda?

Powód nr 2 – wiadomości botów brzmią sztucznie

Wiadomości pisane przez boty czy inne zewnętrzne narzędzia są bardzo generyczne i z góry brzmią nieprawdopodobnie. Boty internetowe posługują się pewnymi schematami:

Dzień dobry. Mam nadzieję, że wszystko u Pana w porządku. Piszę do Pana w tej i tej sprawie, ponieważ mam do zaoferowania taką i taką usługę, która być może odpowiada na potrzebę, która zrodziła się u Państwa w organizacji.

Znasz ten styl tworzenia wiadomości, prawda?

Paradoks polega na tym, że możesz pisać dokładnie taką wiadomość i być prawdziwym człowiekiem, ale ktoś zobaczy podobny wstęp jak w tzw. best practices z Internetu i stwierdzi: Aha, kolejny bot, to nawet nie będę odpowiadał.

Jak możesz rozwiązać tę kwestię?

Rozwiązanie nr 1 – Zadbaj o followup

Wysyłasz taką wiadomość, jeżeli nie ma na nią odpowiedzi, to po jakimś czasie (np. po 2- 3 dniach) przypominasz się i mówisz: 

Hej, hej! Witam ponownie, ja nie jestem botem. Naprawdę. Odezwij się, sprawdź mnie. 

W jakikolwiek inny sposób dajesz o sobie znać, że jesteś żywym człowiekiem czekającym na kontakt po drugiej stronie.

Ewentualnie, od razu w pierwszej wiadomości dokładnie to adresujesz, pisząc coś w stylu:

Wiem, że pewnie większość wiadomości, które Pan otrzymuje, tworzą boty, ale ja jestem prawdziwym handlowcem! Z chęcią z Panem porozmawiam i zaraz udowodnię, że botem nie jestem.

Rozwiązanie nr 2 – Obśmianie konwencji

Ten sposób wiąże się z pewnym trikiem, którego często używam w marketingu, czyli obśmianie konwencji.

Obśmianie konwencji jest jedną z najpotężniejszych broni w arsenale komunikacyjnym marketera bądź handlowca. Polega na wskazaniu pewnej absurdalności niektórych sytuacji, czyli np. to, że na LinkedInie wszyscy wysyłają sobie wiadomości. Większość jest sztuczna i nieprawdziwa, więc ja wskażę Ci palcem, że zdaję sobie sprawę z tego, że tak jest i że tak to pewnie odbierzesz. To jest pewna płaszczyzna, nić porozumienia między nami, dzięki czemu osoba po drugiej stronie mówi: 

Aha, ten człowiek wie, o co chodzi, wie jak się w tej sytuacji czuję – dobrze, odpiszę mu.

Oczywiście nie mówię, że ma to 100% skuteczności, ale nasze wewnętrzne testy pokazują, że wiadomości pisane w ten sposób działają częściej niż inne.

Rada 4. Personalizacja

Każda rada na temat pisania wiadomości na LinkedInie, ale również np. cold maili, przygotowywana dla handlowców przez różnego rodzaju szkoleniowców, mówi o tym, że powinniśmy spersonalizować wiadomość. Oczywiście sam również się z tym zgadzam, natomiast kluczowe jest to, jak rozumiem personalizację.

Ponieważ większość dobrych praktyk z Internetu głosi:

Wejdź na profil tej osoby, zgoogluj jakieś informacje o niej i później nawiąż do tego w pierwszej linijce wiadomości. Np. że ostatnio zamieścił Pan taki interesujący post na temat ten i tamten. Albo, że widziałem na Państwa stronie internetowej w aktualnościach, że był Pan tu i tam. 

Z tym są dwa problemy:

Problem nr 1 – Wiadomość jest personalizowana, oferta nie 

Ktoś pisze do mnie:

Widziałem, że ostatnio napisał Pan bardzo ciekawe przemyślenia na temat prowadzenia biznesu w Polsce, cieszę się, że publikuje Pan tak wartościowy content marketingowy. A tak się składa, że ja mam przy okazji do sprzedania kwaszonki w hurcie, czy chciałby Pan kupić?

Czyli teoretycznie wiadomość jest personalizowana, natomiast oferta już nie. Nie do mnie dostosowana, więc ktoś, co prawda, zadał sobie trud, żeby dowiedzieć się, do kogo pisze, ale i tak jest to po prostu forma spamów, w których dostaję rzeczy, które mnie nie interesują. 

Problem nr 2 – Podmieniamy tylko wstęp

Jedynym „edytowalnym” elementem każdej wiadomości w tym stylu jest wstęp, natomiast dalsza treści to zwyczajna kopiuj-wklejka, często niedopasowana do Twojej branży. 

Jak można to lepiej zaadresować?

Otóż należy zrozumieć, że personalizacja musi być dopasowana również do tego, czym dana osoba się zajmuje i jeżeli nawiązujemy do jakiejś rzeczy z jej doświadczenia, to wyłącznie dlatego, że jest powiązana z ofertą, którą chcemy jej zaproponować. Ewentualnie, nawiązujemy do czegoś, co dopiero co się wydarzyło i im szybciej w danym momencie zareagujemy, tym lepiej.

Bo nie ma nic gorszego niż przygotowanie personalizacji, a potem ułożenie standardowej oferty. Równie dobrze możemy po prostu od razu wejść ze standardową ofertą w stylu spray and pray licząc, że ktoś się na to złapie. I to tylko dlatego, że dokładnie w tym momencie będzie szukał takiego produktu, usługi, czy rozwiązania. Czyli będzie to klasyczne przekonywanie już przekonanych.

Wiadomość 2. Dobra personalizacja

Natomiast mam dla Ciebie przykład dobrej wiadomości, którą otrzymałem na LinkedInie. 

Otóż na urodziny dostałem od swojego zespołu parodię okładki Forbes z różnego rodzaju personalizowanymi hasłami – żartami wewnętrznymi związanymi ze mną w Digitalk. Ot, sympatyczny prezent od zespołu dla szefa. I dosłownie godzinę, może dwie, po tym, jak tę okładkę wstawiłem na swój profil na LinkedIn, otrzymałem wiadomość następującej treści:

Dzień dobry Panie Arturze.

Mam nadzieję, że nastanie dzień, w którym ukaże się Pan na okładce magazynu Forbes. Niemniej jednak mam dla Pana propozycję współpracy podczas (i tu pada nazwa konferencji) w czerwcu, w Berlinie. Współpracujemy z magazynem Forbes, więc publikacja jest w pełni realna, również zaprezentowanie się m.in. podczas panelu dyskusyjnego na forum prezesów i dyrektorów. Dla mnie temat otwarty. Czekam na Pana zainteresowanie. Pozdrawiam, Adrian.

I chociaż samo wezwanie do działania, czy treść tej wiadomości moglibyśmy poprawić na wiele sposobów, to nadal jest to świetny przykład dobrej personalizacji. Jednak możemy ten efekt uzyskać tylko wtedy, gdy:

  • mamy ofertę, która bezpośrednio wiąże się z personalizacją, 
  • zareagujemy wystarczająco szybko,
  • obserwujemy i dodajemy do kontaktów na LinkedIn profile osób, którym chcemy coś zaproponować.

I oczywiście nie wysyłamy oferty od razu po tym, gdy ktoś przyjmie nasze zaproszenie na LinkedIn. 

Trzeba więc utrzymywać bliskie relacje ze swoimi potencjalnymi odbiorcami, do których chcemy później wyjść z jakąś ofertą, obserwować, co robią i szukać tego potencjalnego momentu, punktu styku między naszą ofertą a potencjalnym powodem do kontaktu. 

Tak jak właśnie personalizowana oferta współpracy przy konferencji nawiązująca do mojej sympatycznej fake’owej okładki z magazynu Forbes.

Rada 5. Proporcja 5:1

Odwrotna kolejność. Proporcje mówienia o sobie kontra mówienia o kliencie.

W każdym materiale na temat:

  • marketingu, 
  • sprzedaży,
  • copywritingu, 
  • wysyłania wiadomości, treści perswazyjnych, 

znajdziesz akapit o tym, że należy zawsze mówić językiem korzyści, ewentualnie mówić o tym, co ważne dla klienta, a nie o sobie. 

I to jest wiedza, którą rzekomo wszyscy mają, wszyscy w to wierzą i każdy zapytany powie, że tak należy robić, ale gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że nikt tego nie stosuje. 

Wiadomość 3. Odwrotna kolejność

Jakiś czas temu otrzymałem taką wiadomość po angielsku:

Dzień dobry! 

Jestem z firmy Ulatos. Dostarczamy tłumaczenia tekstów, podpisy, voice over, transkrypcje, interpretacje w 125 językach dla klientów takich jak Coursera, Discovery Education, Masterclass, ISC2 i tak dalej. Czy szukasz tłumaczeń swoich treści akademickich, książek, e-booków, wideo edukacyjnych i innych materiałów na wiele języków? Jeżeli tak, to może byłbyś dostępny wtedy i wtedy…

Ta wiadomość, co ciekawe, mogłaby być całkiem niezła, gdyby odwrócić jej kolejność. Bo zamiast wychodzić z założenia: Dzień dobry, jestem z firmy takiej i takiej, oferujemy to i to, a następnie pytać, czy szukasz tego i tego, wystarczyłoby zamienić te akapity kolejnością i na początek zadać pytanie typu:

Czy szukasz tego i tego? Czy interesuje Cię to i to? Bo jeżeli tak, to ja jestem z firmy, która to i to dostarcza.

I to jest to, co często mówię handlowcom (i co zawsze wywołuje salwę śmiechu), czyli, że Mango TV jest lepsze od Was. I oni się wtedy śmieją, że jak to? A ja mówię, że z bardzo prostego powodu, ponieważ większość materiałów Mango TV zaczyna się zawsze na dwa sposoby:

  1. od pytania, które zaadresuje grupę docelową i pozwala stwierdzić: tak to dla mnie, to dla osób takich jak ja, albo takich, jakimi chcielibyśmy być;
  2. od adresowania problemu.

Mango TV np. zacznie się więc czymś takim:

  • Jesteś kucharzem?

Czyli z góry wiadomo, że może to być dla Ciebie, albo nie. Albo zacznie się od komunikatu:

  • Szukasz noża, który pokroi każde potencjalne warzywo, czy inną rzecz, którą musisz pokroić w swojej kuchni?

W pierwszym wypadku jest to pytanie, które kwalifikuje, czy jesteś grupą docelową:

Jesteś kucharzem? Jeżeli tak, to mam coś dla Ciebie.

W drugim wypadku, pytanie, które kwalifikuje problem:

Szukasz noża, który pokroi wszystko, co potrzebujesz pokroić? Więc jeżeli masz taki problem i czegoś takiego szukasz, to jestem właśnie dla Ciebie 

I dopiero potem przechodzi do prezentacji oferty.

A jak wygląda większość materiałów wysyłanych przez firmy w ofertach, swoją drogą, w mailach, albo właśnie w takich wiadomościach na LinkedInie?

Tak jak wiadomość od firmy Ulatus, którą dostałem, czyli:

Dzień dobry, jesteśmy firmą taką i taką, robimy to i tamto.

I później ewentualnie, co mogą zrobić dla mnie. I ani nie jest to personalizowane, ani nie jest dopasowane do mnie, bo dałoby się przyciąć te elementy w ofercie właśnie po to, żebym poczuł, że ktoś przemyślał, komu to wysyła. Bo owszem, nie wydałem jeszcze książek akademickich, ale e-booki już tak, więc to mogłoby mnie zainteresować. 

Jaki z tego morał dla nas?

  1. Po pierwsze, nauczmy się od Mango TV, że rozpoczyna się albo od kwalifikowania grupy, albo od kwalifikowania problemu.
  2. Po drugie, trzymajmy się proporcji 5:1.

Jest pewne ciekawe badanie na temat relacji z ludźmi, zgodnie z którym na jeden komunikat negatywny powinno przypadać pięć pozytywnych. Dlaczego? Ponieważ pozwala nam to utrzymywać dobre relacje z pracownikami, osobami w pracy, a przede wszystkim ze swoimi drugimi połówkami.

Jak to wykorzystać w kontekście wiadomości na LinkedIn? 

Otóż jeżeli nie jesteś pewien, czy mówisz wystarczająco często o perspektywie klienta w stosunku do tego, ile mówisz o własnej firmie, to spójrz na swoją wiadomość i zobacz, czy spełnia kryterium 5:1.

  • Czy pięć razy częściej mówisz o tym, co to daje klientowi w stosunku do tego, jak często mówisz o sobie?

Rada 6. Konwertuj wolniej

I kolejny punkt. Nie próbuj od razu skonwertować na demo lub rozmowę.

Wiadomość 4. Wynagrodzenie

Inna wiadomość, którą dostałem, pojawiła się, gdy poruszałem wątek podwyżek inflacyjnych, które robiliśmy u nas w zespole. Zaczyna się od bardzo dobrej personalizacji:

Panie Arturze! 

A gdyby chciał Pan zapłacić ludziom jeszcze lepiej? Podkreślam, że przy tym samym budżecie lub poczynić pewne oszczędności płacąc dalej równie dobrze, to są legalne, choć trudno dostępne rozwiązania, które to umożliwiają. Korzystają z nich między innymi nasi rządzący i spółki Skarbu Państwa. Jeśli będzie Pan gotowy zainwestować 15 minut w rozmowę, proszę dać znać – powiem pokrótce, na czym to polega i jeśli to Pana zainteresuje – umówimy się na spotkanie. A jeśli nie, przynajmniej będzie Pan wiedział, w jaki sposób wybrańcy podnoszą swoje wynagrodzenie bez wzrostu kosztów.

Sama wiadomość bardzo mi się podoba, szczególnie z uwagi na:

  • kontekst i szybkość reakcji (dostałem ją krótko po tym, gdy napisałem o podwyżkach w swojej firmie), 
  • fakt, że zaczyna się od personalizacji.

Natomiast jest jeden element, który nie powinien się w niej znaleźć, czyli moja gotowość do zainwestowania 15 minut w rozmowę.

 Wielu handlowców próbuje przekładać 1:1 praktyki z cold maili, czyli tzw. wiadomości e-mail wysyłanych na zimno do potencjalnie zainteresowanych klientów, na LinkedIna. 

Owszem, w wiadomości typu e-mail bardzo często dobrze działającym schematem jest wysyłanie swojego kalendarza:

  • Kliknij tutaj i umów się ze mną na rozmowę, 

albo 

  • Czy znajdziesz chwilę, zajmę CI 15-30 minut, powiedz tylko, kiedy? Oto moja dostępność, podziel się swoją, wróć do mnie. 

Natomiast takie zachowanie na LinkedInie drastycznie zmniejsza liczbę odpowiedzi i – paradoksalnie – liczbę odzyskanych leadów.

Celem Twojej wiadomości, szczególnie pierwszej, nie powinna być od razu próba sprzedaży. Próba skonwertowania kogoś na rozmowę czy umówienie się na demo to próba sprzedaży, bo przecież każdy wie, po co się kontaktujesz. I bardzo prawdopodobne, że Ci odmówi.

Co zatem powinno być celem pierwszego kontaktu? 

Zaciekawienie. Jeżeli ktoś, otrzymuje od Ciebie wiadomość: 

Czy chcesz poznać coś takiego?, 

to powinien po prostu móc odpowiedzieć TAK. Wówczas możecie jeszcze wymienić dwie–trzy wiadomości i wtedy umawiać się już na taką rozmowę. 

Dlatego, gdy piszesz wiadomości prywatne na LinkedInie do osób potencjalnie zainteresowanych Twoją ofertą, nastaw się na to, że jedyne, czego oczekujesz, to uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi. 

Jakiejkolwiek, nawet: OK. Powiedz coś więcej. Napisz do mnie. Tak, jestem gotów porozmawiać. I później, gdy okaże się, że rozmawiacie, wtedy możecie się już faktycznie umawiać na konkretny termin spotkania, czy inną formę poznania potrzeb, jaką oferujesz w swojej firmie.

Rada 7. Follow up

Kolejny aspekt, który się z tym wiąże – nie poddawaj się. Followupuj do bólu.

Większość wiadomości, które wyślesz, przejdzie bez echa. I wcale nie dlatego, że ktoś nie jest zainteresowany Twoją ofertą. Być może szybko ją odhaczył na LinkedInie – tak jak często odhaczamy wiadomości na Messengerze i potem zapominamy odpowiedzieć osobom potencjalnie zainteresowanym, czy tym, z którymi prowadziliśmy jakąś konwersację. 

Nie zakładaj więc z góry, że brak odpowiedzi oznacza brak zainteresowania ofertą. Może po prostu ktoś zapomniał Ci odpisać, może jeszcze nie znalazł na to czasu? Dlatego świat wymyślił followupy, czyli kolejne wiadomości, które możesz wysłać.

I teraz uwaga! Bardzo często szukam różnego rodzaju badań, które mówiłyby, ile i jakie rzeczy powinno się robić. Według większości materiałów dostępnych na rynku, powinniśmy wysłać trzy wiadomości – czyli po pierwszym kontakcie następują dwa followupy. Dopiero wtedy, jeżeli ktoś Ci nie odpisał, możesz wykreślić go ze swojej bazy.

Tymczasem, jest takie narzędzie, którego bardzo często używa się np. do wysyłania właśnie zimnych wiadomości, czyli Woodpecker. Przeprowadził on wewnętrzne badanie i ustalił, że większość odpuszcza po dwóch/trzech followupach, natomiast współczynnik odpowiedzi rośnie drastycznie, gdy jest ich więcej – od pięciu do siedmiu. 

Zapewne część wiadomości, które wpadają po szóstym followupie, brzmi: 

Hej, nie pisz do mnie.

Ale przynajmniej mamy wtedy na 100% jasną sytuację, a nie jesteśmy tacy trochę zawieszeni w limbo. Jesteśmy takim „leadem Schrodingera” – leadem i „nie-leadem” jednocześnie.

Jeżeli mógłbym coś Ci zasugerować, to followupuj częściej, dołóż jeszcze jedną wiadomość, daj temu podejściu szansę.

I wreszcie dwie rady na sam koniec:

Rada 8. Testuj

Nie trzymaj się jednego schematu rozpoczynania, czy jednego schematu wiadomości. Zamiast tego:

  • testuj, 
  • zmieniaj, 
  • pracuj w cyklach tygodniowych.

W mojej firmie robimy to w ten sposób, że za każdym razem przygotowujemy pewne schematy, których trzymamy się przez tydzień lub 2 tygodnie, w zależności od tego, do jak dużej liczby potencjalnych klientów czy odbiorców będziemy tę wiadomość wysyłali. Mówimy tutaj o dziesiątkach lub setkach wiadomości, które się przeważnie wysyła. 

I jeżeli nie uzyskujemy odpowiedzi na akceptowalnym przez nas poziomie – myślimy, co zmienić. Nie ma sensu trzymać się schematu, który nie działa. Jeżeli nic nie zmienisz, to nic się nie zmieni. 

Rada 9. Aspekty techniczne

I ostatnie, pamiętaj, że jest również wiele aspektów technicznych, o które powinieneś zadbać, jeżeli zajmujesz się tego typu wiadomościami i zimnymi mailami. Szczególnie jeśli prowadzisz takie działania jednocześnie na LinkedInie oraz na skrzynkach mailowych. Podobno nie warto wysyłać e-maili z własnej domeny, ponieważ można wylądować na listach spamerów.