Co przeczytasz na swój temat, jeśli jesteś blogerem

Bloguję nieco ponad półtora roku. Nie mam wielkiego stażu. Tym większe moje zdziwienie, ile zdążyłem w tym czasie przeczytać o sobie ciekawych rzeczy. Szybkie porównanie z najczęstszymi zarzutami pod adresem innych blogerów pozwoliło mi stwierdzić, że nie są to zarzuty unikalne.

Przygotowałem więc listę rzeczy, które przeczytasz na swój temat, jeśli jesteś blogerem. Sprawdź, ile z nich jeszcze przed tobą i odhacz te, których doświadczyłeś. Jeśli jeszcze nie blogujesz – przeczytaj i zobacz, na co się szykujesz. Jeśli jesteś hejterem – potraktuj to jako gotową ściągawkę do komentowania na ulubionych, pardon, znienawidzonych blogach.

1. “Sprzedałeś się”.

Najprostszy, najbardziej wyświechtany zarzut, jaki może się pod Twoim adresem pojawić. Jeśli Twój hejter go używa, to prawdopodobnie nie ma w sobie za grosz kreatywności – szkoda, zasługujesz na lepszych.

Jeśli należysz do grona szczęśliwców i faktycznie zarobiłeś na blogu jakieś pieniądze, to  zarzut ma nawet jakieś uzasadnienie (technicznie rzecz biorąc, sprzedałeś się, sorry). Gorzej, jeśli należysz do tej liczniejszej, nieopłacanej przez żadną firmę grupy.

Niemniej nie myśl, że uchroni Cię to przed oskarżeniem! Twoja sprzedajność przybiera różne formy. Mogłeś na przykład napisać coś o swoich ulubionych żelkach. Hejterzy doskonale wiedzą, że zrobiłeś to za opłatą otrzymaną pod stołem. Banner warsztatu samochodowego pana Zdzisia widocznie na piątym planie Twojej samojebki też nie jest dziełem przypadku, prawda? Cwaniaku…

2. Nie umiesz się sprzedać.

Paradoks polega na tym, że jako bloger jesteś w sytuacji bez wyjścia. Jeśli piszesz o czymś bezinteresownie, to jesteś głupi, bo nie umiesz monetyzować bloga. Co oznacza tylko jedno – jesteś frajerem. Jeśli jednak zarabiasz na blogowaniu, to jesteś sprzedajną mendą, która zrobi wszystko dla pieniędzy. Nie wygrasz.

3. Kiedyś pisałeś lepiej.

Kiedy zobaczysz pierwszy komentarz tego typu, możesz się do siebie uśmiechnąć. Prawdopodobnie rozwijasz się jako bloger. Sęk w tym, że w kierunku, który nie wszystkim pasuje. Nie zapomną więc powiedzieć ci o tym.

Prawdopodobnie to sami czytelnicy się zmieniają: tematyka, którą poruszasz, coraz mniej ich rajcuje. Stąd taka reakcja.Mogą jednak mieć rację – jeśli nagle walisz błąd w co drugim zdaniu i nie potrafisz logicznie poprowadzić wywodu, to problem tkwi w Tobie.

Przeważnie jednak takie komentarze służą tylko sprowadzeniu cię do parteru. Są niczym więcej jak subiektywną oceną kogoś, któremu nie podoba się Twój nowy styl. Albo już mu się znudziłeś, ale nie dojrzał jeszcze do decyzji, żeby się z Tobą rozstać. Brzmi jak Twój ostatni związek? Nie chciałem rozdrapywać ran.

Nie ma reguły, która pozwoliłaby stwierdzić, kiedy takie komentarze mogą się zacząć pojawiać. Prawdopodobnie już przy drugim wpisie. Bo był krótszy. Było mniej przymiotników. Albo za dużo. Albo tyle samo, czyli nic nie zmieniasz w swoim pisaniu.

4. “Nie znam cię, więc jesteś dupa a nie znany bloger”

 Baaaardzo częsty argument, który zakłada, że jeżeli ktoś jest naprawdę sławny, to wszyscy o nim słyszeli. Cóż nawet Papież nie może się pochwalić takim wynikiem. Nie jesteś Coca Colą, żeby wszyscy Cię znali. Zwłaszcza w dobie mikrocelebrytyzmu. Ja też nie znam 3/4 postaci występujących w telewizorni i co z tego? Ten zarzut tak naprawdę jest popisem ignorancji hejtera. Chyba że faktycznie czytelnicy Twojego bloga to spamboty + mama.

5. “Brakuje Ci pasji”

Bloger powinien pisać z pasją – tak się przyjęło sądzić. O ile większość blogerów najprawdopodobniej zaczęła pisać z czystego zainteresowania poruszanym tematem, o tyle nie brakuje takich, dla których to czysto dochodowe zajęcie. Ich sprawa.

Pasja stała się jednak kolejnym wyświechtanym argumentem w ustach (klawiaturach?) hejterów. To łatwa do doklejenia etykietka, bo w zasadzie pasję z wpisu ciężko wydobyć. Tekstu nie da się wyżąć i zobaczyć, ile kropli pasji z niego spłynie na podłogę. To znów element subiektywnej oceny.

Hejter jednak zawsze wie, jak odróżnić blogera pasjonata od tego wstrętnego, sztucznego. Wystarczy, że zarabiasz/czyta Cię więcej niż sto osób, itd. Prawdziwi pasjonaci są z definicji nieczytani.

Tyle z mojej strony.  A może Tobie przytrafiło się coś z tej listy lub spotkałeś się z innym, równie ciekawym i bezsensownym zarzutem? Daj znać w komentarzach!

Do przeczytania,

Artur Jabłoński