Marketing treści – 9 typów contentu, bez których Twój marketing nie ma sensu

Marketing treści to szansa na to, by przyciągnąć na Twoją stronę nowych, wartościowych klientów. Aby tak się stało, musisz oczywiście jednak tworzyć dobry content, który będzie interesujący dla odbiorcy.  Dlatego w nowym odcinku programu “Konkretnie o marketingu i sprzedaży” mam dla Ciebie 9 typów treści, bez których Twój marketing po prostu nie ma sensu. 

Transkrypcja

Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry. Witam Cię w kolejnym odcinku mojego programu “Konkretnie o marketingu i sprzedaży”. Dzisiaj konkretnie porozmawiamy sobie o tym, jakich dziewięciu typów treści potrzebujesz i bez których Twój marketing nie ma sensu. 

Zaczynajmy. 

Marketing treści – książka Marcusa Sheridana

Zacznę od tego, że w zeszłym roku przeczytałem pewną książkę, na którą jestem strasznie zły i której autorowi strasznie zazdroszczę. Tą książką jest książka Marcusa Sheridana, która w oryginale nosi tytuł “They Ask You Answer”. 

Jeżeli oglądałeś bądź oglądałaś mój odcinek na temat polecanych książek marketingowych, który swoją drogą podlinkujemy gdzieś tutaj, żebyś mógł/mogła się potem do niego odbić, to również wciągnąłem go na listę swoich ulubionych pozycji. Natomiast zrobiłem to nieco wbrew sobie, ponieważ strasznie zazdroszczę autorowi tej książki, bo to jest książka, jaką ja chciałem napisać.

I niesamowicie rozczarowującym doświadczeniem dla autora książek jest to, kiedy chwytasz po jakąś książkę, której plan masz rozpisany od dawna i widzisz, że ten człowiek zrobił to przed Tobą.

A dlaczego o tym mówię? 

Właśnie dlatego, że książka Marcusa Sheridana “The Ask You Answer”, która w Polsce została wydana pod tytułem bodajże “Co Chce Wiedzieć Klient”, jest książką, która między innymi porusza, jakie typy treści powinieneś mieć na swojej stronie internetowej. Ja pozwolę sobie to rozszerzyć również na generalnie media społecznościowe czy wszelkie materiały, które puszczasz w świat jako dział marketingu w firmie B2B, ale również w firmie usługowej czy e-commerce. 

Tych typów jest według Marcusa pięć. Natomiast ja dodaję do tego kilka jeszcze od siebie, które mam nadzieję albo z radością stwierdzisz, że w swoim biznesie już używasz, albo jeżeli jeszcze ich nie używasz, to zaczniesz. Bo to są faktyczne treści, które jeżeli są wykorzystywane przez dział marketingu, dział sprzedaży, dział obsługi klienta, są możliwe do znalezienia na Twojej stronie i tak dalej, i tak dalej. Generują zapytania, budują zaufanie, generalnie robią właśnie to, co dobre treści marketingowe robić powinny. I jednocześnie bardzo Ci polecam tę książkę, ponieważ ona jest filozoficznie bliska temu, co ja sądzę o treściach marketingowych i jak powinno się je tworzyć. 

Czasami na przykład jestem proszony o rekomendacje tytułów, tak trochę śmiechem, trochę żartem, które powinno się podsunąć szefowi do przeczytania. Jeżeli zakładamy oczywiście, że szef jest tą złą figurą, jak to się nieraz robi, która takich rzeczy po prostu nie wie. 

Więc jeżeli Twój szef nie czyta książek marketingowych, a chciałbyś, bądź chciałabyś jedną mu podsunąć, to niech to będzie “They Ask You Answer”. Właśnie dlatego, że ma też w sobie dużo procesowego podejścia do tworzenia treści marketingowych. No ale nie przyszedłeś bądź nie przyszłaś tutaj właśnie w kierunku tego, żeby teraz słuchać o jakiejś książce. To nie jest kącik literacki, od tego mam inny odcinek. Skupmy się nad tymi treściami i jak je tworzyć.

Jak tworzyć treści w content marketingu?

Gdybym miał podsumować swoją filozofię robienia marketingu i jednocześnie budując trochę na tym, co również w swojej książce mówi Marcus Sheridan, to powiedziałbym, że tworzenie treści marketingowych, a szczególnie, gdy mówimy o segmencie B2B, działa w ten sposób: są to proste, a czasami nawet banalne pytania, potraktowane w poważny sposób, na które udzielasz odpowiedzi na przykładach z własnego doświadczenia. 

Z mojej perspektywy jest to jedno z najważniejszych zdań, dotyczących marketingu, które właśnie skraca całą filozofię podejścia do treści, szczególnie w segmencie B2B. Więc żeby to naprawdę wybrzmiało, będziemy to za chwilę rozmontowywali. 

Powiedzmy sobie teraz jeszcze. Proste, a czasami nawet banalne pytania, potraktowane w poważny sposób, na które udzielasz odpowiedzi na przykładach, najlepiej z własnego doświadczenia. 

Jeżeli przez pryzmat tego zdania przyjrzysz się treściom, na które natrafiasz w sieci, to zobaczysz, że bardzo często one tych warunków nie spełniają. Na przykład firma pisze treści na swojej stronie, ale są one podane niesamowicie skomplikowanym językiem. To sprawia, że próbujesz się na przykład doedukować albo czegoś dowiedzieć, ale nie bardzo jesteś w stanie, bo nie rozumiesz, o czym czytasz.

Albo firma porusza już tak głębokie tematy, podczas gdy Ty tak naprawdę potrzebujesz odpowiedzi na bardzo proste pytania. I niejeden odcinek tego programu poświęciłem już właśnie temu, żeby wyzbyć się swoich własnych uprzedzeń, przekonań i tym podobnych rzeczy, które sprawiają, że na przykład nie poruszamy pewnych tematów, bo wydają nam się zbyt proste, zbyt banalne, bo przecież wszyscy już o tym napisali. 

Strategia content marketingowa – rodzaje treści, które musisz mieć na stronie internetowej

Natomiast dziś chciałbym rzeczywiście skupić się wyłącznie na podaniu właśnie tych kilku typów treści, których w ramach content marketingu należałoby tworzyć. I tak jak powiedziałem, pięć z nich pojawia się w książce Marcusa Sheridana, więc potraktuj to jako pewien zachęcający wyimek, a pozostałe są dorzucone przeze mnie. 

#1 Informacje na temat kosztów

Pierwszym typem przydatnych treści, które na Twojej stronie, w Twoich mediach społecznościowych i tak dalej powinny się znaleźć, są wszelkie informacje na temat kosztów.

Jednym z najczęstszych pytań, najbardziej pierwotnych, najbardziej podstawowych w kontekście każdego możliwego produktu czy każdej możliwej usługi, jakie ktoś zadaje, jest właśnie proste pytanie: ile to kosztuje? Ilekroć rozmawiam z marketerami, przedsiębiorcami i tak dalej na temat tego, że na swojej stronie powinni stworzyć segment, który o tym mówi, w sytuacji, w której coś podlega na przykład zindywidualizowanej wycenie, to już słyszę niemalże w tej chwili to załamywanie rąk przecinających powietrze.

Bo zawsze pojawia się wtedy odpowiedź, że “No ale wie pan, panie Arturze, no to generalnie zależy, to nie jest takie proste. My musimy mieć wiele informacji na wstępie. W ogóle każdego klienta traktujemy indywidualnie. No rozumie pan, no tak się nie da zrobić”. 

I oczywiście ja totalnie taką narrację kupuję i rozumiem. 

Natomiast co chcemy wiedzieć jako potencjalni klienci wchodząc na daną witrynę czy stronę danego produktu lub usługi?

Chcemy wiedzieć, ile to kosztuje. 

I wróćmy teraz właśnie do tej filozofii, którą wyłożyłem na samym początku. Proste pytania, potraktowane w poważny sposób i omówione na przykładach. 

Bardzo łatwo byłoby stwierdzić, że pytanie “Ile kosztuje coś tam” jest źle postawione. Że ja w ogóle na nie nie mam żadnego sposobu, żeby odpowiedzieć i generalnie jak klient chce wiedzieć, to musi złożyć zapytanie o wycenę. I ja wtedy do niego ewentualnie wrócę z informacją, jak to zrobić.

No cóż, być może w takim razie pójdzie do konkurencji. Być może zniechęci się. Być może po prostu do Ciebie się nie zgłosi.

Co wobec tego możemy zrobić? 

Możemy, skoro odpowiedź brzmi “to zależy”, udzielić odpowiedzi, od czego to zależy. 

Na przykład ja na swojej prywatnej stronie i na naszej stronie digitalk mam kilka artykułów typu “Ile kosztuje reklama Google Ads”, “Ile kosztuje reklama na LinkedInie”, “Ile kosztuje reklama na Facebooku”. Bo doskonale zdaję sobie sprawę, że osoba, która rozważa reklamę w tym kanale albo już się w którymś z nich reklamuje i chce porównać, jak jej koszty plasują się na tle tego, co można wyciągnąć, dokładnie tej wiedzy potrzebuje. 

Natomiast czy ja udzielam w którymkolwiek z tych artykułów takiej bardzo prostej odpowiedzi? Na przykład “Proszę pana, na Facebooku 2 zł, w Google 3 zł, a na TikToku 50 groszy”? No nic z tych rzeczy. 

Za każdym razem, traktując to proste pytanie w poważny sposób, staram się wytłumaczyć, jakie są wszystkie możliwe elementy, które wpływają na to, ile finalnie taka reklama kosztuje. Mówimy więc właśnie o tym, jak działa algorytm, jak działają dynamicznie określone stawki, czym są systemy aukcyjne, że to różni się w zależności od branży, od sytuacji, produktu, rynku i tak dalej. I to jest prawdziwy wątek edukacyjny. 

Co więcej, gdybyś był/a handlowcem w mojej firmie i klient zadałby Ci właśnie na spotkaniu takie pytanie typu “No wie pan, no dobrze, no ja rozumiem, ale ile to będzie kosztowało tak, no wie pan, tak finalnie?”, to osoba z mojego zespołu dokładnie w ten sam sposób by to wyjaśniała. Bo to jest jedyny sposób, żeby w tym momencie klienta doradczo i edukacyjnie podciągnąć, wyjaśnić i włączyć w rozmowy. 

A ostatnim tym elementem jest również to, że w takich artykułach uzupełniamy wówczas kilka przykładów. Bo o ile na przykład nie mogę powiedzieć, ile kosztuje dokładnie reklama na Facebooku w branży X, o tyle jeżeli mam kilka projektów z tej branży, to mogę powiedzieć, że pracowałem z nieruchomościami i wygląda to w ten, w ten czy w ten sposób. Jeżeli znajdziesz na moim kanale odcinek na przykład poświęcony projektowaniu strony lądowania, landing page’u, to zobaczysz, że tam również znajdują się takie informacje “ile to kosztuje” albo na przykład “jakie wyniki można mieć”. I też nie jestem w stanie zagwarantować, że konkretny landing page będzie miał zawsze 23,7% konwersji, ale mogę posłużyć się przykładami z innych rzeczy. 

Więc pamiętaj – to nie jest tak, że klient, który Cię pyta, ile coś kosztuje, oczekuje, że udzielisz jedynej słusznej odpowiedzi, do tego wiążącej, na której on, jak to się ładnie w psychologii mówi, będzie się w stanie zakotwiczyć. Inaczej – być może nawet klient tego realnie oczekuje, ale Twoją rolą jest wówczas stwierdzić, że to pytanie jest proste, ale niełatwe i od czego zależy odpowiedź na nie. Z pierwszym tematem, który warto poruszać, jest właśnie temat kosztów, ceny – ile to kosztuje.

Im bardziej skomplikowana usługa, im bardziej trudna, im bardziej zindywidualizowana wycena szyta na miarę oferta, dedykowana (ble) i tym podobne, tym bardziej potrzebujesz właśnie to poruszyć. Bo to jest temat, który w marketingu treści wszyscy omijają. 

#2 Problemy i instrukcje

Generalnie, jeżeli dokształcasz się z jakiegoś tematu czy jesteś na tym drugim etapie procesu zakupowego, gdzie poszukujesz rozwiązań, to masz cały szereg pytań problemowych. Na przykład: jak zwiększyć sprzedaż w sklepie internetowym? Jak sprawić, żeby nasz marketing generował więcej leadów? Jak poprawić stronę internetową.?Co zmienić? I tak dalej i tak dalej. Oczywiście, wszystko jest zależne od tego, co akurat kupujesz czy jakie rozwiązania bierzesz pod uwagę.

Biorąc pod uwagę podejście edukacyjne do tworzenia treści wrramach strategii content marketingu, to właśnie pytania problemowe i odpowiedzi na nie oraz instrukcje, jak poradzić sobie z x, są tym drugim typem wysokiej jakości treści, które warto tworzyć. 

Natomiast nie byłbym sobą, gdybym nie pozwolił sobie tutaj na właśnie pewien spin, odbicie się od tego, co promuje Marcus Sheridan i nie powiedział, że świat ma już dość treści typu “jak zrobić x”, a stanowczo za mało treści typu “jak zrobiliśmy x”. I tu ponownie wracamy do mojego filozoficznego zdania. Banalne pytania, potraktowane poważnie i omówione na przykładach. Bo to jest ta różnica między dobrym artykułem a artykułem średnim.

Przepraszam, że akurat dzisiaj jakoś tak wychodzi, że częstokroć powołuję się na odcinki, które nagrałem wcześniej, ale jak to mówi jeden z moich ulubionych youtuberów, Krzysztof Maj, to jest tak, że jak to mówi, to wszystko jest złączone. I jest właśnie tak, że nagrałem już odcinek na temat tego, jak tworzyć treści, które wyróżniają się na tle treści konkurencyjnych.

I jednym z punktów, który tam prominentnie był reprezentowany, jest właśnie nasycenie tego przykładami z własnego doświadczenia.

O ile więc dwa artykuły typu “Jak uruchomić reklamę w Google” będą względnie podobne i mówiły względnie to samo tym samym językiem, niezależnie od tego, która agencja doradcza, marketingowa itd. będzie ten artykuł miała na swojej stronie, o tyle te przykłady, te case’y, osobiste doświadczenia, będą tym, co odróżni jedną firmę od drugiej. Więc warto być właśnie tą, która będzie to miała na wyższym poziomie. 

#3 Porównania

Porównania albo, powiedzmy, treści typu versus. I tutaj jestem w stanie poważyć się o dwa przykłady. Pierwszy, jeżeli kiedykolwiek szukałeś/aś jakiegoś narzędzia do zarządzania projektami, to prawdopodobnie trafiłeś/aś na narzędzia typu Notion, Nozbe, ClickUp, Asana i tym podobne. I każde szanujące się, nowoczesne narzędzie internetowe, każdy startup, ma na swojej stronie – albo jako dedykowane zakładki, albo jako właśnie wpisy blogowe –  porównania i zestawienia, typu “Asana kontra ClickUp”. Lista rzeczy, które mamy my kontra lista rzeczy, które ma konkurencja. 

Oczywiście odpowiednio przygotowane, także być może dość tendencyjnie wybrane funkcje, które z definicji pokazują nas lepiej na tle konkurencji, ale na tyle uczciwie, żeby żaden dział prawny nie mógł się do tego przyczepić. 

I jeżeli jesteś z tego sektora na przykład właśnie nowoczesnych technologii, to tego typo treści muszą na Twojej stronie się znaleźć.

Natomiast nie mówimy tylko o takich treściach, bo to jest typ contentu, który adresuje trochę ostatni etap procesu zakupowego. Czyli etap decyzji, w którym ktoś rozważa już konkretną markę, czy konkretne rozwiązanie kontra innego dostarczyciela tego rozwiązania. Czyli ktoś już stwierdził, że potrzebuje oprogramowania typu X, więc w takim razie czy Asana, czy ClickUp – porównujemy. 

Natomiast większość firm na takie bezpośrednie porównania, szczególnie w Polsce, pozwolić sobie nie może. Ale co wobec tego możemy zrobić? Otóż, zanim dojdzie do decyzji typu “Asana czy ClickUp”, czy do podobnej decyzji w dowolnej innej branży, jest ten, jakby nie było, wcześniejszy etap procesu zakupowego, na którym trzeba stwierdzić, czy ja chcę rozwiązać swój problem za pomocą X, czy Y. 

I podam to na przykładzie, to zabrzmi smutno, z osobistego doświadczenia. Otóż ja mam na głowie coraz mniej włosów, co w tych lampach na pewno jest pięknie widoczne na YouTubie. Oznacza to, że jestem dość zaciekawiony, a przynajmniej zaintrygowany tematyką przeszczepu włosów. I jeżeli ktokolwiek z Was po drugiej stronie kiedykolwiek się czymś takim interesował, to na pewno szybko trafił na odwieczną debatę w polskim internecie, przynajmniej w tej jego łysiejącej części, czy przeszczep robić w Turcji, czy przeszczep robić w Polsce.

Pytanie, na które odpowiedzi, uwaga, nie mam. Cały czas jej szukam. Jakby coś dajcie znać w komentarzu, kto jest po przeszczepie i ma odwagę się przyznać i komu wyszło lepiej. Natomiast dążę do tego, że każda szanująca się klinika, zajmująca się czymś takim, powinna mieć treści na stronie na ten temat. Przeszczep w Polsce kontra przeszczep w Turcji, wady i zalety.

Po pierwsze dlatego, że nie ma co udawać, że tego się nie da zrobić taniej za granicą, w tym wypadku właśnie w Turcji. I że klienci, którzy tego szukają, się o tym nie dowiedzą. Jedyne, co nas w tym momencie powinno interesować w marketingu treści, to czy my będziemy w stanie odnieść się do czyichś argumentów sprzedażowych i pokazać, że u nas jednak lepiej. Chyba że reprezentujemy tę klinikę turecką, no to wtedy zrobimy to w drugą stronę. 

Przykład już z mojej bezpośredniej działki. Jakby nie było, jedną z moich działalności jest właśnie działalność agencji marketingowych. I praktycznie każda agencja staje przy pewnym poziomie pracy z klientem w takiej sytuacji, w której klient zaczyna rozważać, czy lepszy jest własny dział marketingu, czy agencja.

I to jest pytanie, które można zaadresować. Jeżeli wpiszesz sobie w wyszukiwarkę Google, nawet teraz, “agencja kontra własny dział marketingu – co lepsze”, to w wynikach wyszukiwania też wyskoczy Ci wiele artykułów, oczywiście po optymalizacji pod seo, które ten temat właśnie poruszają. Bo jest to rozwiązanie, które klient rozważa.

I clue tego trzeciego typu treści jest właśnie to, że nie możemy udawać, że nie istnieją inne rozwiązania naszego problemu. Że to, co nie zostało powiedziane, nie zostało znalezione. Otóż nie. Klient sobie do tego sam, niezależnie, dotrze. 

#4 Listy 

I oczywiście każdy z nas nienawidzi artykułów typu “10 sposobów na zupę pomidorową z ogórków bez użycia wody” i tym podobnych, które można znaleźć na pudelkach i onetach tego świata. Natomiast nie da się ukryć, że listy są jednym z najpopularniejszych typów treści w internecie. 

Jeżeli więc jesteśmy narzędziem do zarządzania projektami, prawdopodobnie powinniśmy mieć na swojej stronie coś typu “10 narzędzi do zarządzania projektami”. Jeżeli jesteśmy restauracją w Toruniu, to pewnie warto byłoby mieć artykuł typu “5 polecanych restauracji w Toruniu tego i tego typu”. Albo ”5 dań, które powinieneś spróbować w restauracji tego i tego typu”. Czyli zawsze da się jakąś część naszej usługi czy produktu podciągnąć pod sposób prezentacji w formie listy i tego typu treść publikować. 

Dlaczego? 

Bo dokładnie w ten sposób zachowują się użytkownicy, tudzież potencjalni klienci, szukając czegoś w sieci. Bardzo często szukają czegoś, co Marcus Sheridan w oryginale po angielsku opisuje jako best in class. Czyli po prostu najlepsze w swojej klasie. Co bardzo często prowadzi nas właśnie do list podsumowujących różnego rodzaju rozwiązania i to jest coś, co moglibyśmy wówczas również użyć, by pozyskać ruch na stronie i do tego budować świadomość marki wśród grupy odbiorców.

#5 Recenzje

I trochę budując na tym, jako punkt piąty, Marcus Sheridan (ja się pod tym również podpisuję) wyróżnia recenzje. Czego szukają ludzie, którzy chcą się dowiedzieć o jakimś produkcie, usłudze czy firmie? Opinii i recenzji. Więc kolejną rzeczą, którą powinieneś/powinnaś mieć na swojej stronie, są właśnie opinie i recenzje.

Do tego można podejść sprytnie. Na przykład my w swojej firmie robimy sobie reklamę w Google na hasło “digitalk opinie”. Co oznacza, że każda osoba, która szuk (i może znaleźć w wielu miejscach) opinii na temat tego, jak działamy, jest odsyłana na przykład do naszej zakładki “rekomendacje”, którą i Tobie polecam, ponieważ, mówiąc tak bardzo buńczucznie, my mamy jako firma więcej rekomendacji, niż niektórzy mają klientów. 

Także jeżeli jesteś w stanie przygotować taką podstronę albo wpis mówiący o czymś, to warto go również mieć. Recenzje u siebie, swoich rzeczy, swoich usług analogicznych –  to jest ten piąty typ treści.

Natomiast jakie są rzeczy, których moim zdaniem Marcus Sheridan nie poruszył, a warto byłoby je jeszcze umieścić nawet dla porządku, ponieważ są to typy treści, które faktycznie na stronie firmowej powinny się znaleźć?

#6 Case studies

Case studies, którym poświęciłem – kolejna rekomendacja – osobny odcinek tego programu, są najdoskonalszą formą treści, szczególnie w B2B, z których należy marketingowo korzystać. Ponieważ mówią o Twojej grupie docelowej. Pokazują, jak działasz i jednocześnie pokazują wyniki, które osiągasz. Czy też sposób tego jak do nich dochodzisz. Więc na pewno case study jest tym rzeczą, który w swojej strategii marketingu treści trzeba mieć. 

Mało ludzi wyszukuje case study, ale nie o to chodzi. My case study możemy użyć jako góry lejka marketingowego, po prostu wrzucając je w reklamy czy jakkolwiek inaczej, rozsyłając klientom w ramach cold mailingów i tym podobne. Są również tym typem treści, do których człowiek może samodzielnie dotrzeć.

Czyli jeżeli ktoś już nawet za pomocą innych, bardziej potencjalnie popularnych artykułów czy treści, na Twoją stronę trafi, to w tym momencie może również dojść do Twojego case study. Możesz je zagnieździć w innych artykułach, ale temat łączenia treści między sobą w obrębie strony i takiego budowania ścieżki użytkownika jest tematem na zupełnie inną okazję.

I oczywiście swoją drogą daj znać, czy byłoby to dla Ciebie potencjalnie interesujące. Zachęcam do komentowania w tym momencie, żebym się dowiedział, czy warto na taki temat przygotować odcinek. 

#7 Opisy procesów 

I to się trochę wiąże z tym, co powiedziałem wcześniej, czyli tworzeniem treści typu “jak robimy x”. Natomiast tu mówimy o czymś zupełnie innym. 

Mówimy o tym, żeby przygotować, z jakich po kolei kroków składa się na przykład u Ciebie obsługa czy usługa. Bo skąd klient ma to wiedzieć? Nawet jeżeli są to dość proste i przewidywalne kroki, to po pierwsze – są takie dla Ciebie, bo Ty w tym siedzisz. A po drugie – nawet jeżeli jest to rzecz prosta i powtarzalna i klient przeszedł ją w innych firmach 50 razy, to kluczowe jest słowo: w innych. Skąd ma wiedzieć przed faktem, jak to u Ciebie wygląda?

Więc gorąco zachęcam, żeby tego typu treści również u siebie mieć. 

Jednocześnie jest to możliwość zmierzenia się z bardzo częstym problemem, który wiele firm ma, czyli “Panie Arturze, ale ja nie mogę opublikować case study, rekomendacji klienta, nawet logotypów ludzi, z którymi pracujemy, bo albo nam to konkurencja zobaczy i się do nich odezwie i ich zabierze, albo umowy NDA czy dowolne inne nam na to nie pozwalają, etc.”.

No więc wówczas nie musimy tego publikować. 

Ewentualnie jeszcze taki jeden scenariusz, którego firmy się często boją. Czyli: my jeszcze nie mamy aż tylu rekomendacji czy opisów, żeby to zrobić, albo w ogóle jeszcze nie mamy klienta – dopiero startujemy. Taki scenariusz też jest możliwy. 

Wówczas opis procesu “jak robimy” albo “jak robilibyśmy taką rzecz”, jest pewnym scenariuszem wyobrażeniowym, hipotetycznym albo właśnie faktycznie pewnym omówieniem mapy Twojego procesu, która pozwala zbudować w kimś poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza w potencjalnym kliencie, który spojrzy i powie “No okej, mają to ogarnięte. Brzmi to logicznie, jest to zaplanowane, więc prawdopodobnie w ten właśnie sposób będą to robili”.

Więc gorąco polecam Ci, żeby tak do tego podejść.

#8 Ego bait

I wreszcie, ostatnim typem treści, które rekomenduję, są treści, które dałoby się takim parasolem czy czapka przykryć pod jedną nazwą: Ego bait. Czyli taki wabik na czyjeś ego. 

Chodzi o to, że wielokrotnie jesteś w stanie natknąć się w sieci na treści, które mówią o rzeczach cudzych i są obliczone na to, że ktoś, kto się na danej liście rekomendacji znajdzie, to udostępni. Przykład z mojej branży, jakkolwiek brzydko tak samochwalczo to zabrzmi, ja często ląduję na jakichś listach typu “Najlepsze podcasty o marketingu i sprzedaży w kraju”. Nie ma się nawet za bardzo czym chwalić, ponieważ później, kiedy sobie taką listę otwieram, to widzę, że znalazły się tam praktycznie wszystkie, które nagrały więcej niż 10 odcinków.

I niestety, moje serce marketera w tym momencie podpowiada mi, że ktoś to chyba zrobił nie po to, żeby mnie docenić, tylko z wyrafinowania tudzież wyrachowania. I chodzi właśnie o to, że prawdopodobnie osoba, firma publikująca coś takiego liczy na to, że ja to zestawienie wezmę i wrzucę je również u siebie. A co za tym idzie, więcej osób dowie się o działalności takiej firmy.

Dokładnie w ten sam sposób działają wszelkiej maści listy polecanych narzędzi, wszelkiej maści recenzje rzeczy cudzych u nas i tak dalej. Tak jak powiedziałem, poświęciłem tematowi osobny odcinek i gorąco Cię zachęcam, żeby się tam pojawić i go przesłuchać. Bo jest to pewna strategia, która w branżach innych niż marketing i technologie jest jeszcze mało używana, więc może dla Ciebie stanowić potencjalną innowację. 

A jak wiemy, właśnie w ten sposób powstają innowacje. Bierzemy coś, co działa w branży jednej i próbujemy to przyłożyć do branży drugiej, żeby zobaczyć, czy aby przypadkiem u nas też nie zadziała. 

Wartościowe treści a ich dystrybucja – podsumowanie

I cóż, ostatnia myśl, która jest de facto klamrą, bo od niej również zacząłem, jest następująca. Pamiętaj, że ja wszystkie te przykłady z content marketingu, które omówiłem, omówiłem w kontekście publikacji na Twojej stronie internetowej. 

Ale teraz zastanówmy się nad tym, czy jeżeli dostałbyś albo dostałabyś zadanie publikowania treści na firmowym LinkedInie albo firmowym Facebook’u  czy w innych social mediach i stanąłbyś bądź stanęłabyś przed wyzwaniem “Co ja tam mam wrzucać”, to w zasadzie, jeżeli wzięlibyśmy tych kilka typów, o których powiedziałem i trochę nimi pożonglowali, raz coś takiego, raz coś takiego, raz coś takiego, to mogę bezpiecznie założyć, że powstałby wystarczająco dobry plan publikacji w mediach społecznościowych dla Twojej firmy na najbliższe tygodnie bądź miesiące. 

Więc mimo że ja wszystkie te przykłady omawiałem w kontekście właśnie publikacji na stronie, bo tak mi było najłatwiej, dysponuję sporą liczbą przykładów, jak widzisz z tego zakresu, to pamiętaj, że treść można dostosować wszędzie. Tylko pod warunkiem, że będzie ona wygodna dla grupy docelowej odbiorców. 

Natomiast na dziś to wszystko. Bardzo dziękuję Ci za uwagę. 

Jeżeli chciałbyś bądź chciałabyś dostawać informacje o kolejnych odcinkach, to są na to dwie opcje.

Pierwszą, standardowym YouTube’owym mechanizmem, tudzież Spotify’owym, jeżeli tutaj tego słuchasz, jest oczywiście subskrypcja, do której Cię zachęcam. A rzy okazji możesz też ten program ocenić, co zwłaszcza na Spotify’u czy Apple Podcast, bardzo mi pomoże przebić się z tymi treściami do większej liczby odbiorców, więc gorąco za to z góry dziękuję. 

Natomiast jeżeli boisz się, że algorytmy mechaniki YouTube’owo-podcastowej gdzieś te kolejne odcinki zagrzebią i do nich nie dotrzesz, to zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera, który będzie jednym z pierwszych linków, który znajdziesz w opisie do tego filmu. A ja raz w tygodniu na pewno nie omieszkam Ci przypomnieć, że opublikowałem coś nowego, no bo na tym mi zależy, żebyś to również oglądał/a. 

Wszystkiego dobrego w tym tygodniu! 

Dziękuję za Twój czas. Do usłyszenia, zobaczenia i cześć!