Czy mogę PUBLIKOWAĆ TE SAME TREŚCI na różnych platformach social media?

Zastanawiałeś się kiedyś, czy możesz publikować te same treści na różnych platformach? To częste pytanie, które nurtuje twórców internetowych. Jeśli Ty również szukałeś informacji na ten temat, na pewno słyszałeś różne opinie. W tym wpisie omawiam najczęstsze argumenty przeciwko powielaniu treści, takie jak różnice w oczekiwaniach i preferencjach odbiorców na różnych platformach czy obawy związane z irytacją widzów, gdy zobaczą po raz kolejny ten sam post. Następnie… rozprawiam się z tymi twierdzeniami i pokazuję, że jednak da się publikować to samo, tak by nadal było interesujące dla odbiorców. Podpowiadam też, w jaki sposób sprytnie wykorzystać te same posty w różnych kanałach.

Publikowanie tych samych treści w różnych social mediach – sprytna strategia czy niewybaczalny błąd?

Zgodnie z tytułem odcinka, dzisiaj spróbujemy odpowiedzieć na jedno z pytań, które najczęściej słyszę na spotkaniach, konsultacjach czy szkoleniach, a brzmi ono bardzo prosto. Czy mogę publikować wszędzie te same treści? Zaczynajmy!

Transkrypcja


Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry. Ja nazywam się Artur Jabłoński, a to jest program konkretnie o marketingu. I dzisiaj mam nadzieję, że krótko i mam nadzieję, że konkretnie odpowiemy sobie właśnie na pytanie, czy publikować wszędzie te same treści.


I uwaga, tak jak generalnie staram się zarówno w życiu, jak i na tym kanale unikać używania najbardziej znienawidzonej przez wszystkich frazy, która brzmi, to zależy. To dzisiaj niestety bądź stety pewnie będę musiał parokrotnie jej właśnie użyć, ponieważ w tym wypadku rzeczywiście ta odpowiedź jest mocno skorelowana z konkretną sytuacją konkretnej firmy albo konkretną sytuacją konkretnej osoby.


Natomiast zanim przejdziemy bezpośrednio do odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście można publikować wszędzie, na każdym kanale społecznościowym, bądź innym marketingowym te same treści, to zacznę od pewnej anegdotki.

Jak tworzyć kampanie, które pamiętają wszyscy


Nie wiem czy pamiętasz jedną z najgłośniejszych kampanii marketingowych sprzed kilku lat, którą była kampania dla Old Spice’a The Man Your Man Could Smell Like. Była to ta szalona reklama, w której czarnoskóry mężczyzna siedzi tyłem na koniu, tam piasek mu się zamienia w diamenty, czy w którąś stronę. Pewnie to bardziej kojarzysz niż ja, albo dałoby się to gdzieś w tym momencie zguglać.

Nawiasem mówiąc, jak rozmawiam sobie z ludźmi o tej kampanii marketingowej, to najczęściej pamiętają ją z uwagi na formę. Ja jako osoba skupiona na komunikacji zarówno w marketingu, jak i sprzedaży, chciałbym Ci dać trochę inny trop interpretacyjny tejże reklamy. Mianowicie zwróć uwagę, że jest to prawdopodobnie pierwsza reklama męskich kosmetyków kierowana do kobiet.


The man, your man, could smell like mężczyzna, którym innym Twój mężczyzna może pachnieć, czy jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, gdyby tłumaczyć to bezpośrednio. Ale rozumiesz, o co chodzi.


Natomiast przypominam to nie po to, żebyśmy teraz wrzucali wstawki z jakiejś tam starej kampanii marketingowej, ale po to, żeby opowiedzieć Ci o kampanii, której niewielu już pamięta, która była bezpośrednim następstwem tamtej kampanii.

Strategia wykorzystująca poprzednią kampanię


Otóż bezpośrednio po kampanii właśnie z tym ciemnoskórym mężczyzną pojawiła się kolejna kampania Old Spice’a Mr. Wolfdog, o której właśnie już niewielu w ogóle wie, bądź słyszało, pomimo bardzo dużego budżetu i naprawdę sprawnego pomysłu komunikacyjnego.


Otóż dział marketingu z Old Spice’a albo dział kreatywnej agencji reklamowej, w sumie nie wiem kto za to odpowiadał, doszedł do bardzo ciekawego wniosku. Tak dobrego pomysłu drugi raz już nie stworzymy i trzeba to będzie zaadresować jakoś strukturalnie. I stwierdzili, że przeprowadzą nalot dywanowy.


I tak powstała autoteliczna, ktoś się ładnie w języku polskim mówi, czyli nastawiona na mówienie samemu o sobie, kampania marketingowa, w którym do działu marketingu Old Spice’a przychodzi wilk, Mr. Wolfdog, zjada poprzedniego dyrektora marketingu Old Spice’a i zostaje nowym dyrektorem marketingu, wprowadzającym dziką kolekcję zapachów, The Wild Collection of Scents. Gorąco polecam Ci wygooglać sobie ten materiał wideo, bo jest absolutnie przezabawny.

Natomiast nas dzisiaj najbardziej interesuje, w jakim kontekście ten koncept kreatywny się w ogóle pojawił.

Otóż założenie kampanii było następujące. Wilk będący kierownikiem marketingu, tudzież dyrektorem marketingu Old Spice’a, wprowadzi nową kolekcję, aktywnie komunikując się z fanami na, uwaga, praktycznie każdym istniejącym kanale marketingowym komunikacji marki Old Spice.

Wykorzystanie wielu kanałów społecznościowych


Jeżeli więc jesteś w stanie w tej chwili wymienić jakiś kanał marketingowy istniejący wówczas, to bardzo prawdopodobne, że Mr. Wolfdog prowadził tam aktywną komunikację.


Fanpage na Facebooku? Oczywiście, że tak. Skupiony na codziennych zmaganiach dyrektora marketingu Old Spice’a, którego głównym wyzwaniem nawiasem mówiąc było powstrzymywanie się od chęci zjedzenia swoich współpracowników, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

Twitter? Oczywiście, mądre przemyślenia z codziennej pracy.


Instagram? Jak najbardziej, prowadzenie aktywnego konta, inspirujące cytaty i tym podobne Instagramowe właśnie rzeczy.

Tumblr, na którym właśnie głównie cytatami Mr. Wolfdog się dzielił.


Czy mój absolutny faworyt – playlisty na Spotify. Otóż Mr. Wolfdog przygotowywał playlisty na Spotify, których możesz puszczać sobie w tle. Czyli takie dedykowane playlisty z muzyką do pracy.

Były również live’y na YouTube, podczas którego osoby, prawdopodobnie z jakiejś agencji, obsługiwały pacynkę i jednocześnie ktoś podkładał głos, żeby w tym momencie na żywo odpowiadać na pytania internautów. Doszło do tego, że ta kampania spotkała się z bardzo dużym zasięgiem mediach społecznościowych, ponieważ ludzi interesowało kto jeszcze i co jeszcze zostanie wymyślone, jeżeli chodzi o kolejny kanał czy kolejne aktywności, które Mr. Wolfdog mógłby prowadzić.

Marketing marki tworzony przez kilkadziesiąt osób


I oczywiście, często kiedy mówię o tej kampanii, to słyszę takie wzdychanie po drugiej stronie typu aaa, ooo, jak fajnie byłoby robić takie kampanie. Sęk polega jednak na tym, że za tą kampanią stał kilkudziesięcioosobowy zespół. A realia w większości firm, szczególnie firm z obszaru B2B w tym kraju jest takie, że kiedy zespół ma od jednej do trzech osób, których całkowicie mogą skupić się na marketingu, a nie są przy okazji na przykład organizatorami targów, imprez czy dostarczycielami przeróbek materiałów do działu handlowego.  Ale realia są takie, że przeważnie aż tak dobrego elementu nie ma. I wtedy właśnie pojawia się to pytanie, jak by sobie ten czas pracy zoptymalizować.


Bo jeżeli firma komunikuje się w kilku kanałach, ma na przykład chociażby własny fanpage na Facebooku,
konto na LinkedInie i konto na Instagramie, taką najczęstszą świętą trójce, jeżeli chodzi o content w mediach społecznościowych, to pojawia się taka pokusa, że z jednej strony chcielibyśmy, czasami ambicjonalnie, czasami wydaje nam się, że tak się powinno tworzyć na podstawie tego, co się dzieje.


I z drugiej strony mamy potrzeby każdego z tych kanałów, unikalne treści, żeby stwierdzić, że robimy dobrą robotę, a z drugiej strony jednak zoptymalizować swój czas pracy, bo ile tych pomysłów można mieć. Rozłóżmy więc obie strony tego sporu na części pierwsze. I zacznijmy od tego, jakie są w ogóle argumenty przeciwko temu, żeby publikować w tych samych kanałach te same treści.

Najczęstsze argumenty dlaczego nie powinieneś publikować tych samych treści w social mediach 


Pierwszym argumentem, z którym polemizować nie będę na razie, bo do tego się odniesiemy za chwil parę, podobnie jak do kolejnych, jest to, że na różnych kanałach, w tych samych kanałach, nie będzie się polemizować. Są przecież różni ludzie. Trochę inny typ odbiorców przyciąga LinkedIn, trochę inny typ odbiorców Facebook, Instagram, TikTok, etc. I tak dalej.


Po drugie, to chyba jest jeszcze częściej podnoszony argument, że ludzie zwyczajnie zdenerwują się, że widzą kilkukrotnie ten sam materiał. No bo jeżeli wejdę rano na Facebooka i do śniadania zobaczę, że opublikowałeś swoją nową ofertę promocyjną, potem zobaczę ją drugi raz na Instagramie, potem na Stories po południu trzeci czy czwarty nawet raz, to już się zirytuję. I to jest taką przesadnie intensywną komunikacją, a co za tym idzie będę miał źle skojarzenia z marką, bla, bla, bla.

Trzeci aspekt, po części wiążący się z pierwszym, to właśnie ten brak unikalności w poszczególnych kanałach, przez co marka miała być oceniona negatywnie, no bo jak to nie starają się, ewidentnie nas jako odbiorców nie szanują.


I czwarty, być może powiązany z poprzednimi, że oczekiwania odbiorców względem komunikacji w poszczególnych kanałach są inne. Że ludzie chcieliby innych treści na Instagramie i po inne treści na Instagrama wchodzą, niż na przykład południowe. Na Facebooka, na Facebooka, czy YouTube’a, czy dowolne z innych kanałów.

Sprawdź moje zdanie na ten temat

Pewnie dałoby się wygenerować jeszcze co najmniej kilka argumentów przeciwko temu, żeby publikować te same treści w innych kanałach, ale przyszedł ten moment, żeby odpowiedzieć na to pytanie, co ja sądzę, co bym ewentualnie rekomendował i postarać się zbić właśnie te najczęściej przywoływane w dyskusji ze mną argumenty, z którymi ja się nie do końca zgadzam, w zdecydowanej większości przypadków, stąd ten wiszący trochę nad nami potencjalnie argument, to zależy, który zaraz postaram się rozwinąć.

Otóż ja osobiście uważam, że nie ma nic złego w publikowaniu tych samych treści w różnych kanałach
pod warunkiem, że zrobi się to odpowiednio sprytnie. I będziemy się, próbując podbudować tę tezę, odwoływali właśnie do tych najczęstszych argumentów przeciwko.

Czy można publikować te same posty w różnych kanałach – analizuję argumenty 


Zacznijmy więc od tego, że ludzie rzekomo oczekują, różnych treści w różnych kanałach i że poszczególne kanały mają za tym idzie różnych odbiorców.


Czasami, kiedy prowadzę szkolenie z social mediów, celowo wpuszczam swoich odbiorców, kursantów w pewną dziurę, wpuszczam w maliny, jakkolwiek się to zwykło ładnie mówić. Wyświetlam na ekranie listę przykładowych tzw. formatów publikacji. Publikowanie informacji o ofercie, dawanie informacji o rabacie, zaproszenie do innego kanału społecznościowego, pokazywanie firmy od zaplecza i tak dalej, to mam na myśli, kiedy mówię o formatach. I po tym, jak taką listę pięciu, dziesięciu formatów właśnie wyświetlam, zadaję pytanie.


Jak myślicie, z jakiego kanału społecznościowego ta lista formatów została pobrana? Czyli do jakiego ona de facto by pasowała? I proszę o odpowiedzi z sali. Wtedy pojawiają się odpowiedzi, jak się pewnie domyślasz, bardzo różne.


Otóż TikTok, otóż YouTube, otóż Instagram, otóż Facebook. Gdyby to był test, to właściwą odpowiedzią byłaby ta pewnie ostatnia, każde z powyższych. Prawdą jest bowiem to, że do większości kanałów społecznościowych możesz spokojnie użyć tych samych formatów publikacji.

Recykling treści


Jeżeli ludzie tworzą relacje, żeby pokazać, jak ich firma funkcjonuje, tak jak my w tej chwili moglibyśmy pokazać, jak wyglądają tutaj kadry i wrzucilibyśmy to na Facebooka jako zdjęcie, albo ja wrzuciłbym to jako relację na swoim Instagramie. To owszem, kanał jest inny, co za tym idzie forma podania tego jest odrobinę inna. Ale sam taki koncept kreatywny, format publikacji jest już dokładnie ten sam.

Część tych formatów, które podają się konkretnej grupie docelowej, jest zazwyczaj niezależna od kanału, w którym odbiorcy je widzą. Natomiast ludzie oceniają to właśnie jako rzeczy różne, dlatego że są podane w formie wideo, część w formie napisu, część w formie animacji, część w formie zdjęcia itd.


A tymczasem, ile można mieć genialnych pomysłów na treści w ciągu tygodnia? Jeżeli miałbyś mieć trzy kanały po kilka publikacji, to zamiast pięciu robi się piętnaście. Lepiej zastanowić się, czy można użyć tych samych pięć pomysłów na treść, na format, w kilku kanałach. A drugi jeszcze wątek, to możemy się powołać na pewnego rodzaju badania.

Oczekiwania użytkowników 


Postaram się podlinkować tutaj taki raport, który wychodzi co najmniej raz na kwartał. On się ładnie nazywa bodajże State of Social Media z podziałem na rynki, dlatego go właśnie lubię. Ale jednocześnie w części wspólnej tego kanału jest bardzo interesujący slajd, czego ludzie oczekują od marek w mediach społecznościowych.


I najczęściej okazuje się, że na pierwszym miejscu są rabaty, promocje i zniżki, bo czemużby nie. Potem informowanie na bieżąco o ofercie. I tak dalej. I tak dalej. Niezależnie od tego, o jaki kanał pytamy, oczekiwania są najczęściej te same.


Więc jest pewna wspólna kategoria, czy wspólna lista formatów oraz typów treści, które niezależnie od kanałów zarówno nam sprawiłyby łatwość, ułatwiłyby parę rzeczy, a odbiorcom sprawiłyby przyjemność, bo o to właśnie sami z siebie pytają.

Komunikacja skierowana do różnych odbiorców

I drugi wątek, który się z tym wiąże, to jest właśnie ten argument, że są to różni odbiorcy. Pytanie brzmi.
Czy w Twoim wypadku tak naprawdę jest? 

W większości wypadków na przykład firma z obszaru B2B prowadzi działania na dwóch kanałach.
Na Linkedinie, no bo Linkedin jest tym domyślnym medium biznesowym oraz na Facebooku, wychodząc z założenia, cytuję, bo tam są wszyscy.


I teraz, jeżeli na przykład prowadzimy aktywną komunikację z myślą o konkretnej personie zakupowej bądź komitecie zakupowym, będą to właściciele mikroprzedsiębiorstw, specjaliści na konkretnych stanowiskach i tak dalej.


I wiemy, że są obecni i na Facebooku i na Linkedinie, bo na przykład byłby to fanpage, dajmy na to architektura, architektoniczne i chcemy dotrzeć do architektów. To mamy tych samych odbiorców w dwóch różnych kanałach. Skąd założenie, że ich oczekiwania pod względem treści będą w jakikolwiek sposób inne?


Mogą dostać dokładnie to samo i zależnie od tego, gdzie wejdą, to tam sobie w tym momencie to zobaczą.

Kiedy postawić na różne treści?


Jedynym, dlatego mówiłem, że będzie też odpowiedź, to zależy, przypadkiem, w którym faktycznie te treści należałoby różnicować, jest wyjście z założenia, że sami zdecydujemy a priori, czyli z góry, jak to się ładnie po łacinie mówi, że na przykład Facebook będzie służyć do komunikacji typowo rekrutacyjnej, bądź z pracownikami, tak zwany employer branding, w związku z tym tam treści będą określonego typu, a na przykład LinkedIn to będzie już hardcore’owe B2B, komunikacja z potencjalnymi klientami i te treści będą różne.


Przeważnie właśnie w dużych firmach tak to mniej więcej wygląda, albo mają osobne fanpage’e typu KarieraWyXYZ, wtedy na Facebooku jest taki profil skupiony wyłącznie na tych firmach. Zakładając, że osobnego profilu na cele rekrutacyjno-employer brandingowe byś nie tworzył z uwagi na przykład na skalę biznesu, czy po co mieć jeszcze kolejny kanał do operowania, tylko właśnie byłby LinkedIn i Facebook,
to przy takim czytelnym podziale grupy docelowej i tego co chcesz osiągnąć z tymi profilami, to wówczas publikowanie różnych treści ma sens.


Natomiast jeżeli tak naprawdę oba te profile na koniec dnia mają dotrzeć do dokładnie tego samego odbiorcy tylko w różnych miejscach, to nie widzę przeszkód, żeby publikować dokładnie to samo.

Czy użytkownicy będą zdenerwowani, gdy zobaczą kilka razy tę samą treść


I wreszcie ten czwarty, ostatni argument na zasadzie, bo ludzie się wkurzą, że zobaczą coś dwa razy. Zawsze odbijam na początek śmieszną anegdotką, a potem ją trochę rozwiniemy.


Śmieszna anegdotka brzmi, że ilekroć się robi bezpłatne wydarzenie na Facebooku, które w tytule ma darmowa bądź bezpłatna konferencja czy cokolwiek, to na pewno jednym z najczęstszych pytań będzie po ile bilety.


Drugim będzie typowy komentarz typu brief. Ewentualnie jest jeszcze opcja na komentarz numer trzy. Kiedy już wydarzenie się skończy, pomimo tego, że intensywnie ze swojej perspektywy komunikowaliście je przez jakiś czas, to pojawi się szereg komentarzy typu, och jaka szkoda, że ja tego nie zauważyłem.


Co do siebie taka jest reakcja, to gdzieś w tym typie był przez ten cały czas, kiedy myśmy o tym wydaje nam się bardzo intensywnie komunikowali na naszych mediach społecznościowych. Prawda jest taka, że zasięgi organiczne są coraz mniejsze, będą coraz mniejsze i trzeba się, jak to mówią anglosasi, nauczyć z tego, co się dzieje. Dlaczego musimy tym handlować? Nie da się z tego uniknąć.


Chyba, że płacimy bardzo dużo za promocję treści, albo jesteśmy w branży, w której da się jednak angażować. Pytanie, czy angażowanie ma sens jest pytaniem na zapewne jeden odcinek. Kiedyś zresztą taki chyba nagrałem, więc podlinkujemy go gdzieś w opisie. Natomiast wracając do problemu, który mamy w tej chwili w ręku. Jasne, może się wydawać potencjalnie stresujące, że ktoś się gdzieś zirytuje, bo zobaczy coś trzy razy. Ale czy na pewno musi tak być?

Co na to algorytm


Czy fakt, że dwa razy mignie mi post tej samej marki cokolwiek zmienia w czyimś życiu? Wątpię. Nie należy się tym przejmować. Da się ten problem nawet zaadresować inaczej, o czym za chwilę. Ale może się właśnie okazać, że jedyną szansą, żeby do kogokolwiek dotarł komunikat, który realnie chcesz mu przekazać, jest właśnie sytuacja, w której wrzucisz go w trzy różne kanały, bo wtedy jest szansa, że na którymkolwiek z nich go w ogóle zobaczy.

Bo jeżeli wrzucisz tylko w jeden, a potem będziesz czekać z publikacją tego dziesięć dni, to wszystkie jajka wkładasz do jednego koszyka i liczysz na to, że… …akurat teraz, akurat kiedy ty to puścisz i akurat w tym momencie algorytm tej osobie to wyświetli, bo akurat teraz jeszcze ona tam wejdzie.


Trochę dużo bardzo optymistycznych założeń, biorąc pod uwagę, że jak ja próbuję sobie wejść na przykład na Facebooka, to w sobotę wyświetla mi wyniki meczów i elementy sprzed trzech dni, które już się dawno zakończyły.


No bo tak działają algorytmy bazujące na popularności treści. Jak wobec tego ten problem rozwiązać? No cóż, z mojej perspektywy są dwie rzeczy, które możesz zrobić i stwierdzić OK, spokojnie, poza tym będę publikował.

Różne dni publikacji


Możesz publikować rzeczy nieustannie w tych samych kanałach, te same. Pierwszą jest po prostu różnicowanie dni publikacji w poszczególnych kanałach, jeżeli rzeczą, której się obawiasz jest zirytowanie użytkowników.


Coś, co na Facebooku puszczasz w poniedziałek, na LinkedInie puść w środę, a na Instagramie w piątek, bądź w dowolnej innej konfiguracji. Będą sytuacje, w której o czymś będziesz chciał, chciała poinformować tu i teraz od razu, bo na przykład będzie to krótka czasowa promocja, czy jakieś inne aspekty, z powodu których czas będzie najważniejszym decydentem. Kryterium decyzyjnym, jeżeli chodzi o moment publikacji. 

Ale w większości wypadków, jeżeli są to jakieś sympatyczne rzeczy z życia firmy, bądź rzeczy, które zwyczajnie mogą poczekać, to ja nie widzę przeszkód, żeby po prostu sobie to rozbić, bo w tym momencie, zanim ktoś to w piątek na Instagramie zobaczy, zakładając nawet, że zobaczył wcześniej, to albo się w ogóle ucieszy, że mu przypomniałeś, bo o tym zapomniał, albo to będzie ten pierwszy raz, gdzie to w ogóle zobaczy. I tyle. 

Zasada pareto

A drugi wątek, to możesz po prostu postawić na takie zdrowe pareto, że 80% treści będziesz mieć te same, a 20% mieć oryginalne. Bo to się wiąże z moim częstym pytaniem innym, ale nie pytanie na dzisiejszy odcinek, które stawiam ludziom, kiedy rozmawiamy o mediach społecznościowych.


Dlaczego ludzie mieliby Cię w ogóle śledzić więcej niż jednym kanale? I trochę jest tak, że to właśnie od tego pytania wychodząc, ludzie mają założenie, że no właśnie potrzebujemy oryginalnych treści. Ale odpowiedź moja jest zazwyczaj inna. 

Potrzebujesz tego jednego, unikalnego formatu, niedostępnego nigdzie indziej, na który będziesz mógł, mogła się powołać. Czyli wyobraź sobie, że masz napisać posta, który ma zaprosić do obserwowania Cię gdzieś indziej. I on będzie w skrócie brzmiał Jesteśmy na Instagramie, zapraszamy, żeby nas tam obserwować, bo… Teraz pytanie, co podasz jako argument. I argumentem, wbrew obiegowej opinii, nie musi być, bo publikujemy tam totalnie różne odjechane rzeczy i nic z tego nie zapraszasz na Facebooku. Tylko argumentem może być, bo jest tam ta jedna, unikalna rzecz. Na przykład tylko tam są promocje.

#Przykład

Tutaj mam taki ciekawy przykład sprzed kilku lat, kiedy była taka wielka moda, że wszyscy zakładali grupy na Facebooku, i każdy kombinował, że co tu zrobić, że zakładamy grupę na Facebooku, fanpage już mamy, to co tu jeszcze można publikować. To jest taka marka odzieżowa Hultaj Polski, która stwierdziła rzecz wspaniałą, bo odwrotną, co możemy zabrać z fanpage’a i zacząć publikować na grupie.

Więc oni publikowali i promowali swoją grupę w taki sposób, że od teraz wszystkie rabaty oraz konkursy przenosimy z fanpage’a na grupę na Facebooku. Więc jeżeli to jest typ treści, na którym Ci zależy i chcesz być na bieżąco z tymi rzeczami właśnie, zapraszamy do dołączenia do grupy. Piękny manewr. Zamiast się zastanawiać co dołożyć, zastanowili się co zabrać i przenieść w inne miejsce, żeby te osoby, które jednak przede wszystkim chcą konkursów, rabatów itd., musiały, chcąc zachować te benefity w cudzysłowie, w tamto miejsce właśnie się przenieść.

Kiedy komunikować to samo, a kiedy postawić na wykorzystane różnych treści na platformach społecznościowych

I to tyle w dzisiejszym odcinku. Jak widzisz, zapowiadałem, że odpowiedzią będzie to zależy i jest kilka warunków, przy których rzeczywiście zależy, czy możesz, czy nie możesz publikować tych samych treści w większości kanałów, w których się komunikujesz ze swoimi odbiorcami, ale w zdecydowanej większości wypadków, gdybym miał przyciśnięty do ściany wskazać tę jedną odpowiedź, którą uważam za właściwą i pewnie Tobie też bym rekomendował, to brzmiałaby jak najbardziej.


Jeżeli zrobisz to w sensowny sposób, zadbasz, żeby od czasu do czasu były jakieś unikalne rzeczy albo żeby różnicować to na poziomie dnia czy godziny publikacji, to nic złego się nie stanie. Tobie to oszczędzi nerwów, oszczędzi koncentracji, oszczędzi konieczności nieustannego wymyślania, o czym by tu jeszcze napisać i takiej gonitwy za tworzeniem postów, a odbiorcom albo będzie to indyferentne, w sensie obojętne, nic się nie stanie, albo jeszcze będą wdzięczni, że w ogóle udało Ci się dzięki takiej intensywniejszej publikacji tego samego komunikatu w ogóle z tym komunikatem, z tą wiadomością do nich dotrzeć.

Tymczasem dziękuję Ci za dziś, do zobaczenia w przyszłym tygodniu i cześć.

A tutaj znajdziesz więcej moich wpisów:

Jak tworzyć bardziej angażujące posty na LinkedIn

Audyt social media – pięć pytań, które musisz sobie zadać

Instagram reels – wszystko co musisz wiedzieć o rolkach na Instagramie